czwartek, 28 sierpnia 2014

"FITMIND SCHUDNIJ BEZ DIET" RECENZJA KSIĄŻKI

   Książek o dietach tych zwyczajnych i tych niekonwencjonalnych, zdrowym odżywianiu, zmianie swojego życia na lepsze, a nawet przeistoczeniu się w lepszą wersje samego siebie, jest pełno na rynku. Jednak z książkami, które poruszają jedynie sferę psychologiczną tematu odchudzania,  jeszcze się nie spotkałam. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion miałam możliwość przeczytania książki Klaudii Pingot i Aleksandry Buchholz „ FitMind Schudnij Bez Diet”. Jako osoba uzależniona od kupowania książek związanych ze zdrowym odżywianiem, zdrowym gotowaniem, a także wszelkich „dietetycznych hitów” o których mówi cały świat lub chociaż cała Polska, do lektury  podeszłam z dużym entuzjazmem.

   Autorki wykonały kawał dobrej roboty, z pełną świadomością mogę polecić książkę osobom, którym brak pewności siebie, które całe życie się odchudzają ( chociaż nie do końca mają z czego) , bądź ciągle poszukują akceptacji w oczach innych. Naprawdę uważam, że książka może mieć wpływ terapeutyczny i kojący przy niektórych stanach umysłu.   
   Książka z pewnością spodoba się tym z Was, którzy lubią psychologię. Autorki w sposób rozbudowany opisały siłę nawyku ( a jest ona naprawdę niezwykła) i  przekonań ( „jak zrezygnuję ze słodyczy, to już nic nie będzie sprawiało mi frajdy”). Bardzo ciekawie opisany został wpływ poszczególnych emocji na łaknienie. I to nie tylko tych negatywnych, ale i pozytywnych ( kto by się spodziewał, że np. wdzięczność ma wpływ na nasze odżywianie?), a także wpływ emocji innych osób na nas samych i jak sobie z tym radzić.
   Książka pełna jest opisów ciekawych badań  (np. eksperyment japońskiego doktora  Masaru Emoto, który oddziaływał na wodę różnymi emocjami, po zamrożeniu były one odbite w kryształkach lodu – zarówno te pozytywne jak i negatywne, zdaniem autorek w ten sam sposób emocje odbijają się na naszym organizmie, również na wadze, z czym w pełni się zgadzam).                                                         
   Chyba najbardziej spodobał mi się  zestaw pytań, który ma  nam pomóc lepiej poznać samych siebie- temu rozdziałowi poświęciłam  najwięcej czasu i mam wrażenie, że lepiej wiem czego chcę od życia, co sprawia mi radość, a co trudność. Takie zastanowienie się nad samym sobą, może skłonić do wprowadzania zmian w swoim życiu, a pytania ułatwiają nam poznanie tych sfer, w których zmian potrzebujemy najbardziej. Gdyby było Wam mało, do dyspozycji macie szereg terapeutycznych ćwiczeń i zadań .
   Sporo miejsca autorki poświęciły harmonii. Czym jest, co wpływa na jej brak i jak ją osiągnąć. W dzisiejszym zabieganym świecie, w którym czasami trudno jest znaleźć chwilę na prawdziwy relaks, temat ten wydaje się ważny. Autorki wyjaśniają jak przestać się wszystkim przejmować, żyć w ciągłym stresie i nieustannie myśleć o problemach, a zacząć żyć w harmonii ze sobą i ze światem. Brzmi jak buddyjska mądrość i trochę tak jest, ale czemu nie zacząć czerpać od najlepszych?

   I podsumowując tę  (nie do końca) recenzję , zdanie z książki , które utkwiło mi w pamięci i Wy też powinniście o nim pamiętać, marząc i planując przyszłość „ Bo wszystko dzieje się dwa razy: najpierw w naszych głowach, a potem dopiero w fizycznym świecie”.   

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Prosty i szybki obiad: makaron ryżowy z łososiem i zielonymi szparagami

   Przez ostatnie tygodnie blog świecił pustkami, jednak musiałam się skupić na otwarciu mojej własnej Poradni Dietetycznej. Jako, że poradnia już funkcjonuje i ma się świetnie, czas powrócić na bloga, tym bardziej, że w kolejce czeka kilka ciekawych wpisów.
Już teraz zapraszam Was do odwiedzenia mojej strony internetowej www.poradnia-dietetyczna.net , a także do polubienia strony poradni na Facebooku: https://www.facebook.com/poradniadietetycznaMCK
   Dla wszystkich zainteresowanych moimi usługami- dobra wiadomość, działalność rozpoczęła również Poradnia Online , a już niedługo ciekawe promocje związane z otwarciem:)
   Zapewne każdy z Was, nieraz zastanawiał się co zrobić z produktami, niewykorzystanymi w trakcie posiłku. Moim zdaniem takie "pozostałości" mogą być bardzo inspirujące, bo dają nam możliwość do eksperymentowania w kuchni. Tak było z kawałkiem łososia, który został po niedzielnym obiedzie. Właściwie od razu wiedziałam, że wykorzystam go w daniu z makaronem, dodatkowo chciałam, aby było lekkie i kolorowe:) Tak oto powstała dzisiejsza potrawa.


Makaron ryżowy z łososiem i warzywami
 Składniki ( na 2 porcje):
1 filet z łososia ( około 150-200 g, upieczony lub usmażony)
Makaron ryżowy- użyłam 100 g na 2 porcje
Zielone szparagi- 1 pęczek
Pieczarki- około 6-8 sztuk
Pomidorki koktajlowe- około 6-8 sztuk
Oliwa z oliwek- łyżeczka
Sos sojowy- łyżka

Przygotowanie:

Szparagi oczyścić ze zdrewniałych części, pokroić na kilkucentymetrowe kawałki, wrzucić do wrzątku i gotować przez kilka minut. Na oliwie podsmażyć pieczarki, makaron ryżowy przygotować zgodnie z instrukcją. Łososia upiec ( np. w folii w 180 st. C. , około 15-20 minut). i podzielić na małe kawałki. Pomidorki pokroić, wymieszać z łososiem, makaronem, pieczarkami, szparagami i łyżką sosu sojowego. Można doprawić pieprzem, sól jest niepotrzebna.

Wartość odżywcza ( 1 porcji):
Energia- 405 kcal
Białko- 24,3 g
Tłuszcze- 13,5 g
Węglowodany- 51,5 g
Błonnik- 4,5 g

Jeszcze w tym miesiącu mam zamiar dodać następujące wpisy:

Rozpoczęcie nowego cyklu o LunchBoxach, czyli co nieco o tym, jak zdrowo odżywiać się w pracy i szkole.

Recenzja książki "FitMind Schudnij bez diet"

















Pierwszy w historii bloga konkurs:) Do wygrania Talerze Odchudzające Lekkość Bytu, bardzo przydatny gadżet w kuchni każdej odchudzającej i zdrowo odżywiającej się osoby:)

poniedziałek, 31 marca 2014

Łosoś z ryżem i puree z zielonego groszku

   Dzisiaj przygotowałam dla Was szybki wpis o równie szybkim w przygotowaniu daniu. Ale za to jak smacznym! Nie wiem jak Wy, ale osobiście uważam, że łosoś jest tak pyszną i wyrazistą w smaku rybą, że nie potrzebuje szczególnego ulepszania-dodawania kilkunastu składników, wymyślnych przypraw i skomplikowanej obróbki kulinarnej.
   Puree z zielonego groszku po raz pierwszy spróbowałam u mojej Cioci i mimo, że wyglądało dość podejrzanie, okazało się pysznym urozmaiceniem dla wielu potraw. Nie wspominając o jego wręcz banalnym sposobie przygotowania- szybko i smacznie czyli tak jak lubię najbardziej.




Składniki:
Filet z łososia- 1 sztuka (150-200 g)
Mrożony groszek- 150 g (chociaż ciężko powiedzieć, ile przygotować na 1 osobę)
Masło- 1 łyżeczka
Oliwa z oliwek- 1 łyżeczka (jeżeli chcecie łososia smażonego. Osobiście wolę pieczonego bez dodatku tłuszczu, ale tym razem był smażony).
Ryż ( w moim przypadku jaśminowy)- pół woreczka

Przygotowanie:
Łososia upiec lub usmażyć, groszek ugotować , następnie przyprawić solą i pieprzem, dodać łyżeczkę masła i zmiksować blenderem. Podawać z ryżem. Dodatkowo można przygotować jogurtowy sos czosnkowy ( kubeczek jogurtu naturalnego wymieszać z łyżeczką majonezu i przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku).



poniedziałek, 10 marca 2014

Zbędna chemia w żywności. Moje smutne obserwacje i recenzja książki "E213. Tabele dodatków i składników chemicznych czyli wiesz co jesz"

Ten post  z założenia miał być recenzją książki "E213. Tabele dodatków i składników chemicznych czyli wiesz co jesz". Jako, że opętała mnie wena twórcza, wstęp jest dosyć długi, więc zainteresowanych tylko i wyłącznie recenzją odsyłam na dół:)



Mam wrażenie, że producenci żywności coraz bardziej kpią z nas- konsumentów. Coraz częściej czytając skład jakiegoś produktu, przecieram oczy ze zdumienia. Dobre, tradycyjne, znane od pokoleń produkty zamieniają się w mieszaninę substancji chemicznych, a zakupy przypominają mało śmieszną zabawę - czy uda się nas (konsumentów) przechytrzyć?
   Czy naprawdę kupując wyglądającą niezwykle zdrowo, ciemną bułkę, obficie obsypaną różnorodnymi ziarnami, powinnam zakładać, że jednym z jej składników jest cukier? Po miejscu na którym był umiejscowiony na liście składników, mogę śmiało stwierdzić, że było go całkiem sporo. Nie będę wspominać o dodatkach chemicznych, które, również znalazły się na liście składników. A przecież śmiało można założyć, że ciemne pieczywo kupują osoby, dla których zdrowe odżywianie jest dość ważne, na pewno nie kupują ciemnej, pełnoziarnistej bułki ze świadomością, że piekarz dosypał do niej cukru!
   Czy naprawdę nie da się wyprodukować szynki z kurczaka nie zawierającej cukru? Albo syropu glukozowo- fruktozowego? Po przeglądnięciu kilkunastu, a może i kilkudziesięciu rodzajów szynki z kurczaka, dochodzę do wniosku, że nie.
   Gdzie podział się stary, dobry chrzan, którego lista składników składała się z trzech pozycji i żadna nie nazywała się e- coś tam?
   Apogeum mojej wytrzymałości było wędzone udko kurczaka, które oprócz owego kurczaka zawierało difosforany, trifosforany, białka sojowe i wieprzowe, karagen, glukozę, izoaskorbinian sodu, wzmacniacz smaku- glutaminian sodu, a na dokładkę azotyn sodu! Naprawdę zatkało mnie, gdy pomyślałam czym może być nafaszerowane niewinne, wędzone udko z kurczaka, a i tak byłam pełna obaw, czy postać wędzona nie jest przypadkiem jego drugim życiem.
   Mogłoby się wydawać, że postęp technologiczny zmienia nasze życie na lepsze- kobiety mogą opuścić kuchnie i wspinać się po szczeblach kariery, a żywieniowe potrzeby rodziny zaspokoją supermarkety. Okazuje się jednak, że wiąże się to z ryzykiem przypadkowego spożycia całej tablicy Mendelejewa.
   Czy można się przed tym ustrzec? Jak najbardziej- wystarczy wstać przed świtem, by upiec ilość pieczywa, która zaspokoi zapotrzebowanie całej rodziny, po pracy zabrać się za pieczenie wędlin, tarcie chrzanu, przy okazji zabierzmy się za produkty nabiałowe. W ogrodzie pomiędzy ekologicznym ( czyli zwykłym) ogródkiem, a kurnikiem wybudujmy małą, przydomową wędzarnię. Brzmi tragikomicznie, ale niedługo każdy, dla którego ważne jest zdrowe odżywianie, będzie do takich działań zmuszony.
   Naprawdę nie mam obsesji na punkcie ekologicznej żywności, myślę, że dzięki skończeniu takich,a nie innych studiów podchodzę do tematu dość racjonalnie. Wiem czemu służą dodatki technologiczne, wiem, że w pewnym stopniu służą nam- wymagającym konsumentom. Wiem też, że nie każda substancja chemiczna dodawana do żywności jest szkodliwa dla zdrowia. Ale nie potrzebuję wzmacniaczy smaku w wędzonym kurczaku, cukru w pełnoziarnistym pieczywie i szynce.
   Jak w tym wszystkim ma się nie pogubić zwykły konsument, który chce żywić siebie i swoją rodzinę bez zbędnej chemii? Czy ma odrzucać wszystkie produkty zawierające wyjątkowo podejrzaną literę E?
  Wśród licznych pozycji dotyczących żywienia, które bardzo lubię czytać,  znalazłam coś naprawdę wartego uwagi:
"E213. Tabele dodatków i składników chemicznych czyli wiesz co jesz"

   Jest to mała, poręczna i genialnie skonstruowana książka, której autorem jest Bill Statham. Mieszkający w Australii naukowiec, pisarz i wydawca od lat zajmuje się szerzeniem oświaty zdrowotnej, w szczególności zainteresowany jest wpływem syntetycznych związków chemicznych na zdrowie człowieka. W trakcie pracy z pacjentami ( autor zajmuje się homeopatią), Bill Statham doszedł do wniosku, że chemia zawarta w żywności, a także w kosmetykach, może nasilać objawy wielu chorób. Pacjenci, którzy ograniczali związki chemiczne w swoim życiu, najczęściej doświadczali poprawy stanu zdrowia.
   Marzeniem autora było wydanie książki wielkości karty kredytowej, jednak liczba dodatków do żywności uniemożliwiła realizację tego pomysłu.
  Książka przeznaczona jest zarówno dla osób, które dopiero zaczynają interesować się składem żywności, jak i dla zaawansowanych, nikt nie jest przecież w stanie zapamiętać kodu E dla każdej substancji chemicznej dodawanej do żywności ( a wiedzę na pewno warto sobie odświeżać).
   Na początku książki znajduje się lista kodów e, uporządkowanych od numeru najmniejszego do największego. Dzięki temu możemy poznać nazwę każdego dodatku, a następnie wyszukać go w tabeli zawierającej wszystkie substancje w kolejności alfabetycznej. Już na pierwszy rzut oka, wiadomo czy nasz dodatek jest bezpieczny.


Autor podzielił składniki chemiczne na :
 - oznaczone zielonym kolorem czyli bezpieczne i/ lub pożyteczne (dodatkowo oznaczone dwoma uśmiechniętymi buźkami) oraz bezpieczne dla większości ( oznaczone jedną uśmiechniętą buźką)
- oznaczone żółtym kolorem czyli takie, przy których zalecana jest ostrożność
- oznaczone czerwonym kolorem z jedną smutną buźką czyli takie, których lepiej unikać oraz z dwoma smutnymi buźkami, oznaczającymi substancje niebezpieczne dla zdrowia człowieka.
   Przy każdej substancji znaleźć można krótki opis. Informacje w nim zawarte dotyczą produktów, w których najczęściej można spotkać daną substancje, krótki opis skutków jakie może wywołać jej spożywanie, jej funkcje w technologii żywności (np. czy jest to stabilizator/ wzmacniacz smaku/ konserwant) oraz ewentualne inne nazwy pod jaką występuje.
   Jestem bardzo zadowolona z zakupu tej książki. Myślę, że jeżeli mamy na uwadze nasze zdrowie, warto wiedzieć z jaką chemią stykamy się robiąc codziennie zakupy. Z drugiej strony ta książka niesie pewien spokój, zwłaszcza osobom szczególnie wyczulonym na punkcie dodatków chemicznych. Dzięki niej wiemy, że nie wszystkie substancje dodawane do żywności są złe, a niektóre mogą być wręcz pożyteczne.
   Książka została wydana przez Wydawnictwo RM, a jej okładkowa cena wynosi 24,90 zł
   Moja ocena: 5/5

    A Wy możecie mi polecić jakieś ciekawe lektury dotyczące żywienia? Obecnie jestem w trakcie czytania książki " Dieta bez pszenicy" Williama Davis'a i również postaram się opisać moje wrażenia na blogu:)

                                                          
 

piątek, 14 lutego 2014

Pochwała prostoty- kurczak w sosie jogurtowym z groszkiem, kukurydzą i kiełkami fasoli MUNG

   Do poniższego dania podchodziłam dwa razy. Pierwszy raz próbowałam przygotować je w parowarze, naiwnie sądząc, iż sos wspaniale okryje potrawę, zamiast przelecieć przez dziurkowane dno naczynia. Stało się jednak inaczej i wygląd dania był daleki od moich oczekiwań.
   Podejście numer dwa z użyciem mniej wyrafinowanego sprzętu, jakim jest patelnia, przyniosło oczekiwany rezultat. Jest to kolejna lekka potrawa, którą można przygotować w około 15 minut.


Składniki na 2 porcje:
300 g piersi z kurczaka
mała puszka kukurydzy
mała puszka groszku
mała puszka kiełków fasoli MUNG
200 g  jogurtu naturalnego
125 ml bulionu warzywnego ( pół szklanki)
łyżka oliwy z oliwek



Przygotowanie:
Kurczaka kroimy w paski, delikatnie przyprawiamy i podsmażamy na oliwie. Po kilku minutach dodajemy odsączoną kukurydzę, groszek i kiełki. Dusimy kilka minut, w tym czasie w miseczce mieszamy bulion z jogurtem. Tak przygotowanym sosem zalewamy kurczaka i warzywa. Doprawiamy ulubionymi ziołami, po odparowaniu nadmiaru wody, danie jest gotowe do spożycia. Podajemy z ryżem.


   Wartość energetyczna 1 porcji ( wliczając pół woreczka ryżu):
   Energia: 437 kcal
   Białko: 39,4 g
   Tłuszcz: 9 g
   Węglowodany: 53,8 g
   Błonnik: 4,6 g

     

 

środa, 29 stycznia 2014

Lekkie tortille podawane z salsą i guacamole

   Za oknem zima, a w kuchni słoneczne, meksykańskie klimaty. Dzisiejsze danie jest szybkie i proste w przygotowaniu. Równocześnie dzięki dużej ilości warzyw, dostarcza całkiem sporą i ważną w okresie zimowym dawkę witamin. Dzisiejszy przepis jest w formie foto-opowieści, mam nadzieję, że się Wam spodoba.

   Zacznijmy od sosów, na pierwszy ogień idzie salsa:

 
   Niestety zapomniałam umieścić na zdjęciu papryczkę chilli, a ona również wchodzi w skład mojej salsy! Tak więc wszystkie składniki ( cebulę, pomidora, sok z limonki, kawałek papryczki chilli) miksujemy blenderem. Następnie przyprawiamy solą i pieprzem. Ważne, aby przestać w odpowiednim momencie, inaczej sos stanie się zbyt lejący, a salsa powinna mieć raczej papkowatą konsystencję.
   Następnie przygotowujemy guacamole:


   Tym razem wszystkie składniki znalazły się na zdjęciu. O tej porze roku ciężko jest znaleźć w sklepie dojrzałe zielone awokado ( o ile się nie mylę jest to awokado fuerte), dlatego musiałam zadowolić się innym gatunkiem ( prawdopodobnie jest to awokado hass). Wszystkie składniki kroimy, dodajemy sok z limonki, sól i pieprz. Całość miksujemy blenderem. Gotowe guacamole dobrze jest odstawić chociaż na 15 minut do lodówki, nie jest to jednak konieczne. Uważam, że jest to najlepsze guacamole na świecie, za przepis dziękuję Moni, która dość często urozmaicała nam w ten sposób studenckie menu:)



   Następnie zabieramy się za tortille. Kiedyś na pewno spróbuję przygotować je samodzielnie, tym razem zadowoliłam się sklepowymi, niestety w sprzedaży były tylko pszenne.

 
1. Tortillę podpiekamy na patelni ( oczywiście bez dodatku tłuszczu).
2. Następnie możemy posmarować ją salsą i/lub guacamole, bądź też, aby było jeszcze ciekawej przygotować domowy sos czosnkowy ( opakowanie jogurtu naturalnego mieszamy z łyżeczką majonezu i przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku).


3. Następnie tortillę posypujemy mieszanką sałat, bądź też sałatą lodową.
4. i 5. ( pomyliłam numerki) Dodajemy wybrane warzywa, w tym przypadku była to papryka, pomidor i ogórek. Dodajemy kurczaka ( pokrojonego w kostkę i podsmażonego, warto zrobić to wcześniej!)
6. Posypujemy odrobiną tartego żółtego sera.
Całość zawijamy, aby ser rozpływał się w ustach, złożoną lub zwiniętą tortillę można podpiec w piekarniku.


Wartość odżywcza porcji widocznej na zdjęciu:
Energia: 412 kcal
Białko: 22,8 g
Tłuszcz: 17 g
Węglowodany: 46,4 g
Błonnik: 4,8 g
   Na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że zarówno salsa jak i guacamole idealnie nadają się na imprezy. Pasują do pieczywa, nachos, grillowanego mięsa i na pewno wielu innych potraw, które aktualnie nie przychodzą mi do głowy:) Takie sosy są znacznie zdrowsze od co niektórych kupnych, a ich smak nie ma sobie równych!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Pyszny i zdrowy obiad w 15 minut- ryba w pomidorach

Dziś przepis na przepyszną, zdrową i niezwykle szybką w wykonaniu rybę w pomidorach. Potrawa ta, jest idealnym zaprzeczeniem stereotypu, że aby zdrowo się odżywiać, trzeba spędzać pół dnia w kuchni.

Składniki na 2 porcje:
Filety np. dorsza ( ja miałam mirunę)- 2-3 średnie
Krojone Pomidory- opakowanie ( np. z oliwą i czosnkiem firmy Pudliszki)
Koncentrat pomidorowy- mały słoiczek
Cebula- 2 średnie
Oliwa- 2 łyżki
Sól, pieprz i dużo ziół- tymianek, zioła prowansalskie, oregano

Przygotowanie: cebulę kroimy w kostkę, podsmażamy na łyżeczce oliwy, w tym samym czasie podsmażamy delikatnie przyprawioną rybę. Następnie do cebuli dodajemy pomidory i przecier pomidorowy. Przyprawiamy, najlepiej sporą ilością ziół. Całość dusimy przez kilka minut na małym ogniu, następnie dodajemy rybę ( filety dzielimy na mniejsze kawałki) i całość dusimy jeszcze przez kilka minut. Podajemy z ryżem, ale myślę, że równie dobrze może smakować z innymi dodatkami.


Wartość odżywcza 1 porcji ryby z dodatkiem 50 g ryżu:
Energia- 480 kcal
Białko- 35,8 g
Tłuszcz- 12,9 g
Węglowodany- 61,2 g
Błonnik- 6,5 g
   Przepraszam Was za słabą jakość zdjęć, ale nie dość , że dzień był pochmurny, to jeszcze zmierzał ku końcowi. Na szczęście już w marcu, można spodziewać się dobrego światła nawet o godzinie 19:)
 

wtorek, 14 stycznia 2014

Noworoczne postanowienia dietetyczne- jak ich dotrzymać?

  Połowa stycznia za nami, noworoczne emocje powoli opadają, tak samo jak zapał do realizacji wielkich planów i wprowadzania zmian.Chyba jednym najczęściej podejmowanych postanowień noworocznych, jest zrzucenie kilku kilogramów. Moim zdaniem warto, nie tylko z uwagi na chęć wzbudzania zazdrości na nadbałtyckiej plaży, ale również, a może przede wszystkim ze względu na zdrowie i samopoczucie.
   Przygotowałam dla Was mini poradnik, który być może pomoże Wam w wytrwaniu w noworocznym postanowieniu walki z nadprogramowymi kilogramami.

Postanowienie noworoczne- schudnąć:
1) Przede wszystkim samo stwierdzenie " chcę schudnąć"  jest zbyt ogólne. Można zrzucić kilogram i powiedzieć, że przecież się schudło, zapominając o tym, że w nadmiarze ma się jeszcze 10    Warto sprecyzować cel, tak aby móc realizować plan.
2) Warto również ustalić cel realny. 10 kilogramów w miesiąc, dla wielu osób brzmi kusząco, jednak jest to raczej nieosiągalne. No chyba, że ktoś chce się później borykać z efektem jojo, włosami wypadającymi garściami i cerą w kolorze sugerującym, opuszczenie więziennej celi po kilkuletniej odsiadce.
3) Gdy cel jest już wyznaczony, warto podzielić go na kilka realnych etapów. Moim zdaniem dobrze się sprawdza system miesięczny, powtórzę jeszcze raz- cele powinny być realne, np. 2-3 kilogramy na miesiąc. Lepiej być mile zaskoczonym większą utratą kilogramów, niż smucić się, bo nie udało się zgubić zaplanowanych 5, podczas gdy np. 2  stracone kilogramy to duży powód do radości.
4) Pamięć ludzka jest  ulotna, więc zamiast przechowywać nasze cele i plany w głowie- zanotujmy je! Najlepiej w miejscu, do którego mamy stały dostęp, tak aby co miesiąc dopisywać informacje o postępach.
5) Bardzo ważnym elementem jest ustalenie w jaki sposób będziemy realizować noworoczny plan. Warto się tutaj zastanowić nad kilkoma elementami:
                         - dlaczego do tej pory nie udawało mi się schudnąć?
                         - co jest moją największą słabością?
                         - w jaki sposób schudnę teraz?
 Początek diety to z pewnością dobry czas na poznanie zasad zdrowego odżywiania, swojego zapotrzebowania na energię i poszczególne składniki odżywcze. Warto poznać zdrowe przepisy, przekąski i wyeliminować z dotychczasowej diety to, co do tej pory utrudniało utratę kilogramów.
6) Warto również zastanowić się nad wyborem aktywności fizycznej. I tu również sugeruję zdroworozsądkowe podejście. Ktoś kto do tej pory był kanapowym wyjadaczem, dość szybko zniechęci się do sportu, jeżeli treningi zacznie od dziesięciokilometrowych biegów, bądź codziennych kilkugodzinnych treningów na siłowni. Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas! W kwestii sportu warto również skonsultować się z osobami bardziej doświadczonymi.
7) Bardzo ważne jest, aby się nie poddawać. To normalne, że w trakcie odchudzania się, zdarzają się dni ( np. urodziny kogoś bliskiego), weekendy ( np. śluby), a nawet tygodnie ( wakacje), w trakcie których porzuca się codzienny sposób żywienia. Takie odejście od diety, przez wiele osób uznawane jest za porażkę, często będącą zakończeniem odchudzania. Osoby te wracają do starych nawyków żywieniowych, często jedzą jeszcze więcej niż kiedyś. Dochodzi do efektu jojo, a po kilku miesiącach przygoda z odchudzaniem zaczyna się od nowa tyle, że z wyższego pułapu. Pamiętajcie, przerwa w diecie ( moim zdaniem czasami wręcz wskazana, przykładowo wakacje są po to, aby próbować nowych potraw, jeść pyszne lody, a wieczorem popijać lokalne trunki), nie jest równoznaczna z jej końcem. Zresztą zamiast diety wolę termin zdrowe odżywianie- to jest po prostu styl życia:)  Czasami warto odpuścić, aby powrócić na zdrową drogę ze zwiększonymi siłami:)

 W trakcie tworzenia poprzedniego wpisu, przyszedł mi do głowy pomysł, na zrobienie listy żywieniowych postanowień na rok 2014. Oto i one:
- 12 nowych przepisów z rybą w roli głównej, postaram się je wszystkie opublikować, co da nam przynajmniej 1 przepis w miesiącu:)
- 14 nowych (zdrowych!) produktów  z okazji 2014 roku
- Minimum 1 wpis tygodniowo ( tego postanowienia boję się najbardziej, regularność nie była do tej pory moją mocną stroną)
   Na koniec pozostaje mi życzyć Wam powodzenia i dużo silnej woli. Pomyślcie jacy będziecie z siebie dumni, gdy na koniec roku okaże się, że udało się Wam zrealizować chociaż jedno, dużo znaczące postanowienie!

czwartek, 9 stycznia 2014

Dieta 5:2 - efekty, skuteczność. Czy warto? Podsumowanie mojego miesięcznego eksperymentu

   Na wstępie chciałam życzyć wszystkim czytelnikom samych szczęśliwych dni, zrealizowania wszystkich planów ( również tych żywieniowych), a przede wszystkim spełnienia marzeń w nadchodzącym ( a przepraszam już trwającym) 2014 roku. Sobie życzę między innymi większej regularności w blogowaniu:) Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł, aby zamiast ogólnego noworocznego postanowienia " będę się zdrowo odżywiać", wysilić się trochę bardziej i podjąć ciekawych wyzwań żywieniowych np. 12 miesięcy- 12 nowych przepisów z rybą w roli głównej. Ale o tym być może w następnym wpisie:)
   Dziś pora na relację z miesiąca z dietą 5:2. Zasady diety, jej plusy i minusy ( według mojej oceny), a także informacje na temat wyzwania, którego się podjęłam znajdują się w poście, do którego link znajduje się TUTAJ.


   Nadal twierdzę, że nie ma prostszej i przyjemniejszej drogi do wymarzonej sylwetki ( a także jej utrzymania) niż zdrowe i racjonalne odżywianie. Koniec kropka, miesiąc z dietą 5:2 tego nie zmienił.
Dni postne- jak wyglądały?
   Na dni poszczenia wybrałam środę i piątek. Za każdym razem gdy dany dzień się zaczynał, czułam niechęć i aż do śniadania toczyłam wewnętrzną walkę - zrobić post czy odpuścić? Na moją niekorzyść działał fakt, iż nie lubię się poddawać i za każdym razem  jednak rozpoczynałam kolejny dzień z dietą 5:2. Jeżeli chodzi o moje samopoczucie, to muszę przyznać, że generalnie czułam się dobrze, jedynie w pierwszy i ostatni dzień miesiąca z dietą 5:2, miałam bóle i zawroty głowy, być może było to spowodowane innymi czynnikami, np. pogodą. Wyjątkowo trudno było mi się skupić na układaniu diet w trakcie dni postnych. Szczerze zazdrościłam moim pacjentom posiłków, które aktualnie wymyślałam. Chciałam zilustrować ten post zdjęciami pięknych dań, które spożywałam w trakcie dni postnych, niestety nie ma się czym chwalić! Na moje posiłki składały się głównie serki wiejskie, mandarynki i pełnoziarniste tosty. 500 kcal skutecznie odstrasza mnie od wymyślania wykwintnych potraw. Piłam wodę i herbaty, a z racji tego, że nie lubię kawy, czasami pozwalałam sobie na zastrzyk kofeiny w postaci napoju gazowanego light. Przetrwanie dwunastogodzinnego postu pomiędzy śniadaniem, a kolacją nie było problemem, w niektóre dni, około godziny 15 pozwalałam sobie na 2 marchewki ( nie wpływało to negatywnie na moją wagę:)).
Jakie efekty przyniósł miesiąc z dietą 5:2?
   Przez 3 tygodnie trwania diety efektów tak naprawdę nie było. To co udało mi się stracić w trakcie dni postnych ( zazwyczaj było to 600-800 g), w większości odzyskiwałam w trakcie dni niepostnych. Zapewniam, że odżywiałam się racjonalnie, mniej więcej tak jak zawsze, może nawet z uwagi na to, że chciałam zobaczyć efekty, jadłam mniej. W trakcie miesiąca z dietą 5:2 zdarzył się chyba jeden weekend, który nie do końca można nazwać " zdrowym pod względem żywieniowym". W sumie przed świętami udało mi się schudnąć 1,7 kg w stosunku do wagi początkowej, ALE nie jest to moim zdaniem zasługa diety 5:2. Już wyjaśniam dlaczego. Dietę zaczęłam w piątek, a więc ostatni tydzień miesiąca 5:2 również był tygodniem tylko z jednym dniem diety i zamiast środy wybrałam piątek. Akurat tak się złożyło, że przez cały tydzień poprzedzający dzień postny jadłam mało, a w związku z tym moja waga zmniejszyła się. Po drugie moja masa ciała ( co normalne) zmienia się w zależności od dnia i waha się w obrębie 2 kilogramów. Wynik, który uzyskałam jest tylko o 200 gramów mniejszy od najniższego wyniku z mojego " zakresu". Nie jest to więc żaden sukces.
Podsumowanie- czy warto stosować dietę 5:2?
   Z mojego doświadczenia wynika, iż nie warto. Takie same wyniki można uzyskać poprzez racjonalne odżywianie, które jest znacznie przyjemniejsze. Tym bardziej, że w odpowiednio zbilansowanej diecie, również jest miejsce na małe grzeszki, np. słodycze. Być może efekt byłby bardziej zadowalający u osoby, która ma więcej kilogramów do stracenia, ja chciałam jedynie przygotować się na świąteczne szaleństwa przy stole. Jeżeli miałabym jeszcze kiedyś przeprowadzić dzień postny według zasad diety 5:2, to jedynie w ramach oczyszczenia organizmu, np. po świętach. W tym roku się na to nie zdecydowałam, gdyż powrót do racjonalnego i zdrowego żywienia, skutecznie pomaga mi w pozbyciu się "poświątecznych" kilogramów.

   A Wy macie jakieś doświadczenia z dietą 5:2? A może chcecie, abym wypowiedziała się na temat innej diety? Być może w przyszłości podejmę się podobnego wyzwania, dając szansę innej " komercyjnej" diecie, jednak póki co pozostanę przy zdrowym, racjonalnym odżywianiu:)
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...